Podczas jednego z obozów wspinaczkowych w Tatrach pojechalismy w rejon Morskiego Oka. Dotarliśmy pod ścianę. Nasz instruktor (jako, że byliśmy przygotowani na wyprawę pod każdym względem) zaproponował, żebysmy sobie strzelili po jednym
- żeby nam się ściana trochę położyła - będzie się lepiej wchodziło.
Towarzystwo nie namyślało się długo i zaczęli “kłaść ściany” dosyć intensywnie. Z czasem flaszki zaczęły topnieć jedna po drugiej i skończyło się na kompletnym uboju. Gdy grupa ockneła się równo ze świtem zauważyli, że brakuje wśród nich prowodyra libacji - instruktora…I tutaj nastepuje wersja GOPR-owców:
Zapieprzamy gazikiem, wyjeżdżamy zza zaketu a tu jakiś facet na środku drogi idzie na czworaka, wbija haki w asfalt i asekuruje się liną….